Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 284.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

swoje na przód na furze wyprawił, a sam pieszo poszedł...
Na oczach pani Jerzowéj, żony miejscowego rymarza, znacznemi jeszcze były ślady łez, z któremi żegnała starego sąsiada i przyjaciela.
— Czy wié pan dobrodziéj, — mówiła, — myśmy tu wszyscy jak bobry płakali, kiedy ten nieborak ztąd wychodził... Dwadzieścia lat z górą przesiedział na tém miejscu! taki kawał czasu, to nie żarty! i kamień-by w ziemię wrósł, a cóż dopiéro człowiek! Ludzie przez czas ten dzieci pochowali i wnuków się doczekali, a jemu biédakowi przyszło samemu jednemu tułać się na starość po cudzych kątach! A pracaż jego ciężka, czy to żart? co on się tu napracował około tego ogrodu, naprzykład! Niech pan dobrodziéj spojrzy tylko, co on z tego ogrodu zrobił!
Zbliżyłem się do płotu, otaczającego ogród dawniéj pocztowy, i w istocie, zdumiony zostałem pięknością i bogactwem roślinności, okrywającéj niewielki ten kawał ziemi. Jakkolwiek jesień to już była, drzewa owocowe, zasadzone w regularnych odstępach, i z miłością, snadź przez lata długie pielęgnowane, roztaczały dokoła pysznie rozrosłe swe gałęzie, środkiem ogrodu biegł gęsty szpaler z porzeczkowych i malinowych krzewów, nadzwyczaj starannie okopanych, i giętkiemi, misternie z łoziny uplecionemi, prętami, od wiatrów i szkód wszelkich osłonionych, pod płotem zaś, na pulchnych, długich zagonach, okwitały