Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 277.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dynek pocztowy i weszła w głąb’ ogródka. Ładny zaś koczyk podróżnego stał wciąż pod sztachetami, dom otaczającemi. W mieszkaniu Żmindów nie paliło się żadne światło, tylko jedno z okien było otwarte, a przy niém, szerokim krzewem jaśminu nawpół okryte, siedziały dwie osoby: mężczyzna i kobieta. Niekiedy, gdy pod silniejszym powiewem wiatru rozchylały się gałęzie krzewu, rozpoznać można było ładną głowę pani Emilii, z czarnych kirów oswobodzoną, ale osłoniętą za to gęstemi zwojami kruczych, długich włosów. Skroń opierała na dłoni, co postawie jéj nadawało wyraz smętny i zadumany, ale oczy jéj od chwili do chwili połyskiwały wśród cieniów namiętnym blaskiem. Siedzący naprzeciw niéj mężczyzna palił cygaro i pochylał się ku niéj, cicho bardzo szepcąc wyrazy próśb jakichś czy oświadczeń. Była jednak chwila, w któréj szept pary téj zmienił się w głośną prawie rozmowę.
— Tak prędko! — z wybuchem jakby przestrachu zawołała kobieta.
— Tak prędko, albo nigdy! — ze stanowczością człowieka, który czuje się panem położenia, odparł mężczyzna.
— Nigdy! to niepodobna! ja tu już teraz żyć nie mogę! — wydarł się z piersi kobiety krzyk prawie.
Mężczyzna uśmiechnął się tryumfująco, ujął ją za rękę, i znowu o czémś szeptać jéj zaczął.
W téj saméj chwili, w głębi pocztowego ogródka,