Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 265.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z niechęcią odwracała twarz od najgorętszego z wielbicieli swych, pana Laurentego, a gdy ten uprzykrzał się jéj melancholijnemi zapytaniami o przyczynę smutku, z syczącém szyderstwem odsyłała go do garderoby dworskiéj, gdzie, jak mówiła, najwłaściwszą dla siebie mógł znaleźć pociechę i zabawę. Zresztą milczała jak grób, ubierała się w czarną sukną, a oczy jéj co chwila zachodziły łzami.
W czasie każdego takiego paroxyzmu rozpaczy żony, Żminda chodził, jak struty, przyczyny jego domyślić się w żaden sposób nie mogąc. — Chora chyba, — szeptał, zwieszając smutnie głowę, — zmizerniała widocznie... nic nie je...
Albo téż zapytywał najbliższych swych przyjaciół:
— Czy ja jéj co złego zrobiłem? zdaje się, że nie... ale zresztą... być to może! być to może! taki jestem niezgrabny i powolny... ale powinna przecież wiedziéć, że nie ja temu winien jestem, ale ten mak przeklęty!...
Albo znowu mówił do córki:
— Salusiu! spytaj się mamy, czego taka smutna?
Ale dziewczynka nieśmiałą jakoś była do matki, która téż, dość obojętna dla niéj zwykle, w dniach tajemniczych żalów swych i rozjątrzeń i patrzéć nawet na nią nie chciała.
Przychodził tedy w utrapieniu swém Żminda do