Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 262.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dlaczego nie zachęcisz pan żony swéj do zajęcia jakiego? Bezczynne takie przesiadywanie na ganku lub w oknie domu i bieganie ustawiczne po drodze i sąsiadach niebezpieczném być może dla młodéj i żywéj kobiéty.
Żminda zdumionemi oczyma spojrzał w twarz ojca.
— Niebezpieczném? — powtórzył. — A jakież to może być niebezpieczeństwo, proszę pana? — Uśmiechnął się i dodał:
— Alboż to dziecko? w sadzawce przecież nie utopi się...
— Zawsze jednak przykładniéj było-by i korzystniéj, gdyby zajęła się choć trochę gospodarstwem, szyciem...
Żminda namyślał się chwilę.
— Nie, proszę, pana, — odparł zwykłym sobie powolnym sposobem, — ja jéj do roboty zmuszać nie mogę... obywatelską córkę wziąłem... szanować ją powinienem... Przytém, proszę pana, młoda to kobiéta... ja stary... niech-że choć wygodę a spokojność ma przy mnie!...
Najlżejszy cień zazdrości lub podejrzenia nie powstał mu nigdy w umyśle. Śmieli się z niego ludzie po cichu, albo litościwie wstrząsali głowami; on sam jednak czuł się widocznie uszczęśliwionym, ile razy fertyczna i zwinna żona jego bawiła kogoś z przybyłych na stacyą wykwintnych podróżnych, wesołym a niepozbawionym wdzięku szczebiotem. W czasie,