Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 242.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chnął się tak już widocznie i tak rozpromienionemi oczyma w przestrzeń spojrzał, że, jakkolwiek jeszcze byłem dzieckiem, pomyślałem sobie, iż musiał się czegoś bardzo ucieszyć.
— Tak, tak! pani Jerzowa — mówił daléj, nachylając się i wyrywając z klombu niepotrzebną jakąś trawę — może Bóg pozwoli, że będę kiedyś dziaduniem!
Przy ostatnim wyrazie zaśmiał się głośno. Kobieta, zrywająca agrest, zawtórowała mu śmiechem i, coraz daléj zagłębiając się w kolczate krzaki, zawołała:
— Widzi mi się, że jegomość będziesz już wtedy dobrze stary!
Żminda wyprostował się.
— Stary? — powtórzył — a no, tak! za piętnaście lat będę miał coś więcéj, niż sześćdziesiątkę! To i cóż? albo to taki wielki strach na starość? Kiedy człowiek uczciwie całe życie przebył i nic złego na sumieniu nie ma, to i siądzie sobie, siwiuteńki jak gołąb’, u ciepłego pieca, a córka i zięć usługiwać mu będą. Wnuków tylko na kolanach trzymaj, cacka im z drzewa strugaj i pilnuj, aby które nosa sobie gdzie nie stłukło. To w zimie. A w lecie... człek sobie na słonko wylezie i, ot do tego drzewa, które sam sadził i wyhodował, stare plecy przyparłszy, pacierze za dzieci mówić będzie...
Takiemi były marzenia o starości Piotra Żmindy.