Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 156.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozwikłany zamęt. Oparła się o mur domu, przy którym rozmawiała z Lolą i tak stała przez długą chwilę, śmiertelnie blada, z półzamkniętemi oczyma, ze ściętemi i zbladłemi usty. Zdawało się, że cała krew z twarzy zbiegła jéj do serca, które uderzało gwałtownie, jakby się miało wnet rozerwać w piersi.
Zwolna wracała do przytomności, do świadomości miejsca i położenia, w jakiém się znalazła.
Na niebie słońce świeciło jasno śród pogodnego błękitu, ale ona go już nie widziała i dla niéj wszystko już było teraz ciemne, pochmurne.
— Ach, pęknie mi serce! — wyszeptała z cicha, przyciskając rękę do piersi, i myślała: — On! jéj narzeczony! — I myśląc o tém, nie miała łez w oczach; i owszem, na usta jéj wybiegł uśmiech, prawda, że gorzki, taki, jakim się śmieje głęboka rozpacz, ale zawsze to uśmiech. Można płakać z radości, czemuż-by się nie śmiać z rozpaczy?
Przechodnie, szybko sunący po chodniku, potrącali niemyślącą o świecie Helenę. Powolnym, automatycznym ruchem, z oczyma w jeden punkt utkwionemi, podniosła z ziemi zarękawek, który jéj przed chwilą z ręki wypadł, i powolnym także, automatycznym krokiem poszła w stronę swojego mieszkania.
— A więc on mnie nie kocha, nigdy mnie nie kochał, kiedy jest jéj narzeczonym — myślała idąc;