Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 138.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tém obraźliwszych, gdy gorących, frazesów; na czole jéj leżała dziewicza czystość i duma, wobec których i dla których salonowiec warszawski stał się pełnym szacunku i czci człowiekiem.
Natalia weszła. Leon spojrzał na zegarek.
— Dziewiąta godzina! — zawołał, wstając, — jakże szybko przeszedł wieczór!
— Nie spodziewałam się tu pana spotkać dzisiaj, — rzekła, — sądziłam, że się pan bawisz gdzie w weselszém miejscu, niż nasza cicha izdebka.
— O! upewniam panie, — odpowiedział z wyrazem szczerości Leon, — że nigdzie mi nie jest miléj, jak tu w téj cichéj izdebce.
— Dziękujemy panu za jego dla nas przyjaźń, — mówiła znowu Natalia, — ale trudno w to uwierzyć, aby, tam, gdzieś na świecie, nie było jakiéjś pary pięknych ocząt, pociągających pana.
W téj chwili Leon spotkał się ze spojrzeniem Heleny, jakby pytająco przywiązaném do jego twarzy.
— Niema żadnéj takiéj pary ocząt, tam, na świecie, — odpowiedział żywo. Ale mówiąc to, przypomniał sobie Lolę.
Jakże mógł to powiedzieć? przecie był narzeczonym. Więc skłamał? Nie, nie skłamał; oczy panny Loli nie pociągały go więcej, jak p. Maryi, Zuzanny, Klary i t. d... a jednak był narzeczonym!
Ołowiem myśl ta zaciężyła mu na sercu i skłoniła go do naglejszego wyjścia z izdebki.