Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 132.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w piersi człowiecze skarby poczciwych uczuć, toć trudno, bardzo trudno zmarnować i stracić je całkiem. Wśród błyszczących, hałaśliwych próżności życia, usną niekiedy na chwilę te dobre anioły duszy; ale prędzéj czy późniéj przychodzi czas, w którym się budzą i wołają człowieka do jego istotnych celów, do zacności i myśli poważnéj. Są wprawdzie i tacy, są nieszczęśliwi, których dobre instynkta na zawsze milkną, stłumione wrzawą i kałem istnienia; tacy, jak rozbitki, idą w świat z próżném sercem i pustą głową, za życia jeszcze umarli.
Upłynął tydzień od dnia, w którym p. Szlachecki zaprowadził młodego kolegę do pacjyentki swojéj. U państwa Bogackich był tygodniowy, czwartkowy wieczór. Salony się oświeciły; panna Lola, w jasnéj jedwabnéj sukni, z kwiatami we włosach, usiadła przy fortepianie i zaczęła grać szumne kompozycye, a pana Leona nie było; goście zaczęli się schodzić liczne towarzystwo się zebrało, a pana Leona nie było. Wuj pięknéj panny, pan R., szeptał coś z niezadowoleniem do pani Bogackiéj; młoda narzeczona ciągle się na drzwi oglądała; goście uśmiechali się i zapytywali z cicha: i gdzież jest narzeczony? gdzie jest młody doktor? Pan Henryk, korzystając z jego nieobecności, zawzięcie asystował pannie Loli, a pan Wiktor H. znacząco jakoś i jakby z zadowoleniem się uśmiechał. Zabawa nie szła, goście wcześnie się rozeszli. Pan Leon wcale się nie ukazał.