Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 069.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
„Bywają chwile, w których wędrowcy tego świata, widząc przed sobą rozchodzące się ścieżki, czują, że ta, którą wybiorą, ma ich przez całe już wieść życie. Niepewni, stają, patrząc w prawo i w lewo; i tu, i tam jest coś, co ich nęci — jest coś, co ich odtrąca. Szczęśliwy! kto, wśród dróg rozstajnych, potrafi najlepszą sobie wybrać ścieżkę.”



I.

Ciemny, listopadowy, lekko mroźny wieczór zawisł nad Warszawą; chodniki pokryły się lodem, a latarnie, rozsiane gdzieniegdzie, niby zapłakane i na-pół zgasłe gwiazdy, słabo oświecały wrzące ruchem i grzmiące turkotem powozów ulice.
Z bramy pięknego domu, którego duże oświecone okna patrzały na Krakowskie-Przedmieście, otulony w futro, w wysokim lśniącym kapeluszu i w silnie oranżowych rękawiczkach, wyszedł doktor Leon X. Wyszedł z bramy, stanął na ślizkim chodniku, spójrzał na niebo, spojrzał wokoło siebie, otulił się lepiéj futrem i potężnie ziewnął. Przez chwilę stał, jakby namyślając się, co ma czynić — dokąd ma iść; nareszcie skinął ręką na znak zniechęcenia i nudy, a mruknąwszy z cicha: — wszystko mi jedno! — zwolna, ze schyloną głową, jak człowiek, który za niczém