Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z życia realisty 171.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziéć całą prawdę, przyznać się do niezmiernéj słabości i nielogiczności mojéj. Ale pan Mieczysław patrzył na mnie takim poczciwym ciepłym wzrokiem, taka prawda i prostota była w słowach jego i głosie, że mimowoli poczułem się ujęty i usposobiony do odpłacenia się mu równąż szczerością i przyjaźnią.
— Dziękuję ci, panie Mieczysławie — odrzekłem, ściskając mu rękę — dziękuję ci za twą przyjaźń i serdeczne zajęcie się mną. W istocie nie jestem w zwyczajném usposobieniu mojém...
Chciałem daléj mówić, ale nie mogłem, głos zamarł mi w piersi, zdawało mi się, że tajemnica moja nigdy przejść przez moje usta nie będzie mogła. Ale pan Mieczysław śledził wszystkie poruszenia mojéj twarzy i, widząc, że waham się z dokończeniem mojéj mowy, pochylił się trochę ku mnie i rzekł półgłosem ze słodyczą, która w dziwnéj była sprzeczności z jego zwyczajną rubasznością.
— Mów, mów, Zygmuncie a szczerze jak bratu. Wszak daleko jesteś od swoich, którym byś mógł serce otworzyć, mnie więc nie miéj za obcego.
W słowach tych tyle było prawdziwego ciepła, że podniosłem głowę i, patrząc mu w twarz, rzekłem:
— Powiedz mi, zacny panie Mieczysławie, ty, co, z tak złotém nieocenioném sercem, łączysz zdrowy i nie zaćmiony umysł, cobyś uczynił, gdybyś... gdybyś pokochał prostą wiejską dziewczynę?
Ostatnie wyrazy z trudnością przeszły mi przez