Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z życia realisty 113.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wy wzrok jego, wpijał się we mnie, a słowa syczały jak gadziny.
Przyśpieszyłem kroku i po chwili konno jechałem do zamku.
— Co panu jest? takiś pan zmieniony! — zawołała serdeczna pani Zofia L., gdy, zsiadłszy z konia pod gankiem zamkowym, zbliżyłem się do niéj.
Nie wiedziałem o tém, czy jaka zewnętrzna zmiana zaszła we mnie, ale wewnątrz czułem ból gryzący, gorzkie jakieś poczucie niezadowolenia, przed oczyma stała mi wciąż Ulana, tańcząca na jarmarku z wiejską młodzieżą i co chwila przychodził mi na myśl pod-dyrektor, ze swą chytrą, szyderczą miną, podglądający moje najtajemniejsze uczucia.
— Przez całe dwa dni świąteczne należysz pan do nas, kochany panie Zygmuncie — rzekł ze zwykłą sobie poczciwą uprzejmością pan Mieczysław — a bo widzę, że chcesz na śmierć się zapracować, bo tak zmizerniałeś, że twój ojciec, gdyby cię teraz zobaczył, miałby śmiertelny żal do mojéj fabryki, za swego jedynaka.
— Nie puścimy pana, aż jutro w wieczór — potwierdziła pani Zofia — pomożesz mi pan kwiaty przesadzać, wszak taką robotą wolno zajmować się i w święto? nieprawdaż?
— Szczególniéj takim, jak ty i ja hultajom, którzy i w powszechne dni mało pracują — odpowiedział ze śmiechem pan Mieczysław.