Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Widma 131.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziennie, co świst ten znaczy. Była to ta potężna, choć nieżywa, istota z żelaznem ciałem, płomienną piersią i długim białym warkoczem z dymu, która, lecąc pędem niedościgłym w przestrzeń niedojrzalną, świstem tym wołała na tych, co się wprzęgli do jéj rydwanu. Za mną! za mną w świat!
Lokomotywa, ciągnąca za sobą długi szereg ciemnych wozów, coraz daléj rzucała w przestrzeń i zmrok wieczorny przeraźliwe swe krzyki, a w izdebce szwajcara hotelu Wszech-Krajów, zgnębiony, zgarbiony, wijący się z bólu człowiek, jęczał:
— Zgubiona!
I daremnie przede drzwiami hotelu turkotały powozy przywożące gości, daremnie pan Leonid Igorowicz i inni jeszcze wołali nań wielkimi głosami — nie słyszał nic.

∗             ∗

Od dnia tego zniknął z sieni i z przede drzwi hotelu Wszech-Krajów i nikt go już tam nie widział nigdy. Co się z nim stało? Niewiadomo. Czy wraz z innemi, błędnemi liśćmi, które po burzy tułają się wśród przestrzeni, szuka jeszcze gałązki przytułku i spokojnego końca? Czy téż, porwany falą strumienia, który zabrał mu wszystkie ukochania jego, popłynął za niemi w drogę bezpowrotną?
To tylko pewna, że, ile razy ktokolwiek zapyta pana Leonida Igorowicza o pięknego człowieka tego z silną i dumną postawą, zoranem czołem i długim białym wąsem, tyle razy pan Leonid Igorowicz wstrząsa ufryzowanémi włosy, z których ulatuje woń różanego listka, ręką, zdobną w pierścionek z turkusem, czyni gest pogardliwy i odpowiada: