Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Widma 127.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczały gorączkowym blaskiem. Usiadła na stołku, tuż obok biurka, ruchem z dzieciństwa jeszcze zachowanym, wsunęła ręce w rękawy okrycia i, milcząc, patrzała w przestrzeń.
— Cóż? Przyszłaś? — drżącym trochę głosem zaczął Otocki i nie wiedział sam, co daléj ma mówić: czy karcić ją znowu surowém słowem, czy porwać w objęcia i pieszczotami okryć.
— Cóż tam u was słychać? — zapytał nakoniec — pani Ryżyńska była wczoraj bardzo zmartwioną; jakże się ma dzisiaj?
— Dziś jest ona bardziéj jeszcze zmartwiona, niż wczoraj — odpowiedziała przytłumionym, monotonnym, chłodnym głosem.
— Czém-że to? — zapytał Otocki.
— Syn jéj odjeżdża.
Jak sprężyną ruszony, Otocki porwał się z krzesła i wnet znowu opadł na nie.
— Odjeżdża? Zupełnie już? Kiedyż?
— Zupełnie, dziś.
Była to dla niego tak wielka, tak wielka radość, że już utaić jéj nie mógł. Z jego odjazdem znikała konieczność wysyłania jéj na wieś. Mogła pozostać i wszystko znowu będzie, jak dawniéj, dobrze i szczęśliwie. Kto wié? Jeżeli powiedzie się jéj w zawodzie nauczycielskim, może wkrótce zrzuci on z siebie liberyą hotelu Wszech-Krajów i zamieszkają razem....
Młoda dziewczyna spostrzegła radość jego i zarumieniła się naprzód gwałtownie, a potém zesztywniała bardziéj jeszcze. Daremnie różnemi sposoby starał się wyzwać ją na szczerą, poufałą rozmowę i na téj drodze przygotować