Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Widma 126.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W téj saméj porze Otocki siedział pochylony nad hotelowemi księgami, lecz cyfr wypisanych na kartach ich nie widział. Za parę dni gwiazda oczu jego zniknąć miała z ciemnego jego nieba. Wolał jednak to, niżeli widzieć ją tu, wystawioną na obmowy i pośmiewisko ludzkie, — co większa: na niebezpieczeństwa, wobec myśli o których siwe włosy powstawały mu na głowie. Gniewał się na nią srodze, lecz czuł, że nigdy nie kochał jéj tak bardzo, tak namiętnie, jak teraz, gdy zuchwałą swą dziecięcą dłonią targnęła najdroższe struny jego serca. Postanawiał nie widziéć jéj aż do chwili jéj odjazdu i nie wiedział sam, jak przeżyje dwa te dnie pokłócony z nią, drżąc na myśl, że znajduje się ona jeszcze pod jednym dachem z tym.... Nie mógł dokończyć, nie mógł go nazwać żadném imieniem mowy ludzkiéj, — wszystkie bowiem wydawały mu się za blade wobec jego krwawo czerwonéj bluzy. Nazajutrz czynności swe spełniał bezprzytomnie niemal, tylko ze zwyczaju, machinalnie; lecz, jakaż przejęła go radość, gdy w przedwieczornéj godzinie ujrzał wnuczkę wchodzącą do jego oszklonéj izdebki! Upokorzyła się, pierwsza przybyła, aby zażegnać powstałą pomiędzy nimi burzę! Tęskniła za nim, jak on za nią! Kochała go trochę, nic więc straconém nie było; chwilowy jéj szał minął, jego szczęście zmartwychpowstało. Drogie, drogie dziecko!
Nie powiedział tego jednak. Powściągnął dziś radość i rozrzewnienie tak, jak wczoraj gniew, i przyjął wnuczkę z łagodnym, lecz pełnym godności, spokojem.
Ubrana skromnie i bez rażących różnic ze zwyczajem powszechnym, zdawało się téż, że powróciła dnia tego do dawnéj powagi, niemal sztywności ruchów i postawy. Bladą była, a śród znieruchomiałych jéj rysów oczy tylko bły-