Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Widma 108.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przed Lusią, że w rodzinném mieście jego nikt prawie nie rozumie go i pojęć jego nie dzieli; że, co większa, ludzie obchodzą się z nim coraz zimniéj, a czasem nawet i niegrzecznie. Marszczył brwi i ściskał pięści, albo społeczeństwo, które jego i pojęć jego ocenić nie umiało, nazywał wzgardliwie strupieszałém i bezrozumném.
W głębi duszy uszczęśliwiało go to, że czuł się wyższym i mędrszym nad ludzi, na których się uskarżał; swoją drogą przecież brak uznania dla osoby jego i zaprzeczenie ideom, które głosił, wzbudzały w nim gniew i chęć drażnienia tych, którymi gardził.
— Kiedy widzę, — mówił, — że oburzam ich i zasmucam, mam szaloną przyjemność rzucać im w oczy szpilki i żużle... Kolą ich one i palą, ale przecież i rany nie leczą się inaczéj, tylko przez cięcia i wypalania....
Dnia pewnego uczucia te wzmogły się w nim szczególnie. Powiedział Lusi, że dowiedział się o głupich plotkach, krążących po mieście o nim i o niéj; zżymał się, rzucał, potém wyszedł i wrócił do domu późno, gdy wszyscy już spali, z zawinięciem jakiemś pod ramieniem.
Nazajutrz, w parę godzin po południu, kiedy Lusia, w małéj bawialni siedząc, daleko więcéj zajęta była myślami swemi, niż robotą, którą trzymała w ręku, Julek wyszedł z rodzicielskiéj sypialni i stanął przed nią w dziwném ubraniu.
— Dziwiłaś się pewno, — rzekł, — że stroję się dziś tak długo; ale za to, zobacz, jak się ubrałem!

Istotnie z trochą zdziwienia w oczach patrzała ona na krwisto-czerwoną bluzę jego, opasaną szerokim, rzemiennym pasem, na długie, kolan aż sięgające, obuwie, okrągłą czapeczkę w[1] kilku pawiemi piórami, którą włożył na głowę. Zaśmiała się zrazu.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – z.