Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Widma 094.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Szczęśliwy! szczęśliwy! — zawołała z namiętném uniesieniem i, rozplótłszy ramiona, obie dłonie do czoła podniosła.
Julek ochłonął już i, zarzucając stopy aż na poręcz krzesła, a niby grzywą wstrząsając długiemi włosy, zapytał:
— A tyż? co z sobą uczynić zamierzasz? gdzie i jak żyć będziesz?
Lusia spochmurniała i z wolna opuściła się na krzesło.
— Albo ja wiem? — szepnęła — attestat skończenia nauk mam... jakich tam nauk! ty wiesz... Ale lekcye języków i innych tam rzeczy dawać mogę i pewnie będę.
Julek patrzał na nią z ironią i wstrząsnął głową z politowaniem.
— I cóż daléj — zapytał.
Wzruszyła ramionami.
— A cóż — nic...
— Nic daléj! Posiwiejesz, lekcye dając. To wesoło! Ale... jaka z tego korzyść wyniknie?
— Kawałek chleba dla dziadka i dla mnie — odpowiedziała chmurnie i ze spuszczonemi oczyma.
— Kawałek chleba, do którego nawet masła nie będzie. To wiele! No, a dla ogółu, to jest dla ludzkości, dla idei, dla postępu, co?
Lusia kurczowo splotła dłonie i zaledwie dosłyszalnie szepnęła:
— Nic.
On za to zaśmiał się głośno, rubasznie i pogardliwie:
— Otóż to, — zaczął po chwili — mieszczańskie szczęście wasze!... skończyć pensyą, włożyć długą suknię, chodzić od domu do domu, aby różnych bzdurstw nauczać dzieciaki,