Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Widma 085.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na parę godzin przed odejściem na północ pociągu kolei żelaznéj, pan Marcelli, który po raz pierwszy, odkąd zostawał w służbie rządowéj, dnia tego do biura nie poszedł, zawołał syna do małéj sypialni i, oddając mu paczkę assygnat, mówić zaczął:
— Oto wszystko, mój Julku, co mogliśmy zrobić dla ciebie. Oddaliśmy cię do szkół i po groszu zebraliśmy sumkę, któréj połowę daję ci teraz, a połowę chowam u siebie na pierwsze zapotrzebowanie twoje. Jest to bardzo mało, ale w naszém położeniu.... wiesz....
Zatrzymał się, pomyślał trochę i mówił daléj:
— Posyłałem cię do szkół i posyłam teraz do uniwersytetu, dla tego, że sam doświadczyłem, jak źle jest żyć, nie mając możności dążenia do wyższéj karyery, do lepszego i łatwiejszego bytu. Ja téj możności nie miałem i dla tego jestem, czém byłem, i będę, czém jestem... a to ciężko. Jednak....
Zawahał się i po chwili dopiéro kończył:
— Jednak, być może, że byłem do czegoś więcéj zdolny; że za młodu miałem więcéj, niż teraz, myśli w głowie, bystrzejsze pojęcie, więcéj siły i ochoty do wszystkiego. Ale uzdolnienie, które otrzymałem, i okoliczności, które mi w drodze stanęły....
Tu wstał, wyprostował się, zgasłe oczy jego błysnęły.
— O! te okoliczności — zawołał pełnym i dźwięcznym głosem, — one-to mi najbardziéj stanęły na drodze, przykuły do jednego miejsca, znękały wieczném upokorzeniem, strachem.... Ja chcę, abyś ty silniéjszym był od okoliczności tych; abyś był niezależnym od nikogo i od niczego; abyś miał nadzieję i nigdy, nigdy nie mówił sobie: jak było, tak jest, jak jest, tak będzie....