Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Widma 079.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyoblókł się on w surdut ten, taki twardy i brzydki, jak niewola i służalstwo; bo gdy, patrząc w twarz jéj, powtórzył pytanie:
— Czy kochasz trochę twego starego, nieznośnego dziadka?
Podniosła powieki, wymówiła:
— Bardzo, bardzo! — i ze łzami na rzęsach, ramiona swe zarzuciła mu na szyję.
Wtedy, z krzykiem radości, porwał ją w objęcia, posadził, jak małe dziecię, na swych kolanach, i okrywając ją pocałunkami, mówić, raczéj szeptać, zaczął:
— Dziecko moje! może ja i wiem, czego tobie potrzeba! Potrzeba tobie do oddychania zdrowego, świeżego powietrza, przestrzeni do biegania, drzew i kwiatów, któreby odświeżyły młode twe oczy, wpatrujące się ciągle w czarne litery książek... Potrzeba tobie czułéj matki, któraby cię pocałunkiem budziła i usypiała, i rozumnego ojca, któryby wiedział i rozumiał, co myślisz, jak czujesz, a myśli twe i uczucia mądrze, łagodnie, od różnych manowców tego świata odprowadzać mógł... Wiem... wiem wszystko, lecz cóż uczynić mogę... bezdomny biedak, tém tylko zajęty, aby pan Leonid Igorowicz za drzwi mnie ztąd nie wyrzucił!...
Lusia całowała go w usta i w siwe włosy.
— Kocham cię, dziaduniu — mówiła — wiem co czynisz dla mnie... kocham cię i żałuję, ale... nie mogę być inną!
Nie mogła istotnie. Uczucia jéj i myśli były wrzątkiem, pomimowoli jéj i wiedzy, często wylewającym się na zewnątrz, Otocki spostrzegł to tego samego jeszcze wieczora. Pomimo, że była już prawie dorosłą, odprowadzając ją w późne wieczory do mieszkania Ryżyńskich, zachował on zwyczaj trzymania jéj za rękę, tak, jak to czynił w latach jéj dzieciństwa. Szli więc tak przez ulice miasta, dłoń