Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Widma 041.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znużeniem, tak, jakby uczuwał całą nicość i pustkę urozmaicenia tego. I znowu, w każdą sobotę, po przeczytaniu gazety, zabierając się do snu, głosem, który odbrzmiewał zadowoleniem, mówił do żony:
— Jutro pójdę na preferansa.
Kiedyś, kiedyś, pan Marcelli czytywał w wieczory świąteczne pożyczane tu i ówdzie książki, albo, małego syna biorąc na kolana, próbował prowadzić z nim długie, a nauczające rozmowy. Lecz do rozrywek umysłowych, zarówno jak do pedagogicznych rozmów, przystępować trzeba niezbędnie z pewną stosowną wprawą, i nadewszystko — z pewną swobodą umysłu, której pan Marcelli nie posiadał.
Nie posiadał on swobody umysłu, pośród wielu przyczyn różnych i dla téj jeszcze przyczyny, że wraz z rodziną swą stał na ruchomym gruncie, co na lada skinienie któregokolwiek z pośrednich, lub bezpośrednich zwierzchników jego, roztworzyć się mógł pod nim i strącić go w czeluść, w któréj czarne głębie patrzéć nie mógł bez zawrotu głowy. Był on jednym z tych, do których stosować się mogą słowa ewangeliczne: „nie znacie dnia, ani godziny“... z dodatkiem: „kiedy dachem waszym staną się lazury niebios, a chlebem — kamienie, rozrzucone po ojczystéj ziemi“.
Zdarzało się, że łagodny i ludzki zwierzchnik pana Marcellego wzywanym był gdzieindziéj, na inną jakąś posadę, a zastąpić go miał ktoś nieznany jeszcze, mający dopiéro przybyć zkądciś i dać się poznać... w jaki sposób? było to pytanie, dla mieszkańców żółtego, pod niebem zawieszonego, gniazda, równające się w wadze i sile Hamletowskiemu: być albo nie być? Człowiek ten, mający