Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Widma 035.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dności. Parę razy, w celu poprawienia warkocza, który osunął się i grubym złotym wężem spłynął na przygarbione jéj plecy, podniosła głowę i zawołała:
— Julek! ucz się!
Julek prostował się, a głos jego, który był przycichł na chwilę, znowu brzmiéć zaczynał w cichéj izdebce, podobny do monotonnego brzęczenia pszczoły. O Lusi pani Aniela zdawała się zapominać. Dziewczynka nie zbliżała się do niéj, ani ona jéj nie przyzywała ku sobie, i wtedy dopiéro, kiedy kukawka, załopotawszy skrzydłami nad cyferblatem zegara, po razy dziesięć, z nieścignionéj zda się oddali, przywołała wiosnę, zieleń i wesołość, pani Aniela zerwała się z siedzenia, pośpiesznie do kosza złożyła robotę i zawołała:
— Dzieci! spać!
I zaczęła słać pościel, naprzód na dwóch łóżkach w sypialni, potém na kanapie w bawialnéj izdebce i na tapczanie w kuchence.
W kilka chwil późniéj, zajętą już była czyszczeniem skromnéj sukienki Lusi i owijaniem w małe papierki posrebrzanych guzików u mundurka syna, ażeby nie niszczyły się przez noc.
— Julek! zmów pacierz! — zawołała.
Chłopak upadł na kolana przed tapczanikiem swym, z takiém zniecierpliwieniem, że aż zatrzęsła się podłoga kuchenki.
— A ty moje dziecko? czy umiesz pacierz?
— Umiem! — odpowiedziała Lusia.
— No! to zmówże go zaraz.
I dziewczynka uklękła także przed wysoką, rozłożystą kanapą, splotła u piersi małe ręce, a czarne, zamyślone