Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Widma 010.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ależ szwajcara macie... no! zkąd-eście go sobie zapisali? Płacicie mu chyba summy bajońskie...
Niekiedy goście dodawali:
— Nie dziw zresztą, że możecie sobie książąt udzielnych na szwajcarów najmować... tęgo ludzi obdzieracie...
Ostatnie przemówienia te, mniejszą niż pierwsze, rozkoszą napawały pana Leonida Igorowicza. Ażeby więc ujmę tę wynagrodzić sobie, a przy tém okazać gościom, jak dalece wyższym się czuje nad wychwalanego przez nich szwajcara, z całéj siły szczupłéj piersi swéj i z wyniosłością największą, na jaką tylko zdobyć się mogła drobna istotka jego, wołać zaczynał:
— Andrzeju Władysławo... aj! jakie to imię! Otocki! Nu! Otocki! czy ty ogłuchał? Otocki!
Wołania te przecież pozostawały wołaniami na puszczy dopóty, aż pan Leonid Igorowicz, zmuszony istotną pilnością sprawy albo żądzą pokazania obecnym, że, bądź co bądź, szwajcar słuchać go musi, zdecydował się wprowadzić w mowę swą małą poprawkę i wołać zaczynał:
— Panie Otocki!
Wtedy przywoływany wychodził z oszklonego pokoiku, zwanego „lożą szwajcara“, albo wracał z pod krytego podjazdu, gdzie z powozów wyjmował pakunki gości, albo jeszcze zbiegał z marmurowych schodów i, stając przed rządzcą, wymawiał:
— Słucham pana!
Obecnym wydawało się wtedy, że to żart, i że wnet, wnet, pan Leonid Igorowicz ukłoni się nizko przed Otockim mówiąc:
— Co wielmożny pan rozkaże? Może kupca na pszenicę nastręczyć?