Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 260.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łam wszystko, co mogłam i umiałam... a teraz... teraz... ach!
Podniosła się z siedzenia, splotła dłonie i, wyciągając je wysoko nad głową, nie szeptem już stłumionym, jak dotąd, ale z rozpacznym wybuchem głosu, zawołała:
— Boże mój! za cóż? dlaczego?...
Umilkła nagle, ale nie miała dość siły, aby zmienić postawę, chociaż do pokoju wszedł służący z zapaloną lampą w ręku i, postawiwszy ją na stole, wyszedł tak śpiesznie, jakby spostrzegł, że dzieją się tu rzeczy, których mu widziéć i słyszéć nie wolno.
Blask lampy obfitém światłem oblał postać wysoką, sztywną, z podniesioną w górę śmiertelnie bladą twarzą, z dłońmi splecionemi i wysoko wyciągniętemi nad głową, którą opłynęły w nieład wprawione, krucze i gęste jeszcze, gdzie niegdzie szronem siwizny posrebrzone włosy.
— Za co? dlaczego? — powtórzyła pani Natalska, ale ciszéj już i bez tego namiętnego wyrzutu, który, zwrócony do losu lub Boga, brzmiał wprzódy w jéj głosie.
Dziwne jakieś rzeczy musiały się dziać w jéj myśli, bo usta jéj oniemiały nagle, i drżące wprzódy, gwałtownie zwarły się silnie, a oczy szkliste i nieruchome tkwiły w przeciwległéj ścianie.
Przed wzrokiem zrozpaczonéj matki roztworzy-