Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 026.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chwili do chwili raźne dzwoneczki i niecierpliwe rżenie koni, zaprzężonych do stojących przed bramą sanek. Maryś postąpił kilka kroków, i oko w oko spotkał się z wchodzącém w bramę dość liczném gronem rówieśników. Głośne, żartobliwe, trochę złośliwe, bardziéj przyjazne powitania rozległy się dokoła.
— Przecież złapaliśmy cię, dziwaku!
— Myślałem, żeś wyjechał do Ameryki!
— Albo, żeś został Bernardynem!
— Słuchaj-no, Maryś! co ty sobie myślisz? uciekać od nas, chować się przed nami? oskarżyłem cię przed moją matką, która poleciła mi, abym ci powiedział, żeś niegrzeczny!
— No! chodź! siadaj na sanki! urządzamy dziś pyszną szlichtadę! śniegu za parę dni nie będzie już ani krzty, trzeba korzystać z ostatków...
— Pomiędzy paniami i pannami jeden tylko od dwóch tygodni rozlega się okrzyk: gdzie jest pan Maryan? Daliśmy słowo honoru naszym ciociom, siostrom i boginiom, że cię dziś do szlichtady dostawimy!
— Ależ ja się nie bronię! ja się wcale od tego nie bronię! — wołał Maryś ze śmiechem, rozdzielając pomiędzy kolegów swych uściśnienia ręki — zkąd wyjeżdża szlichtada?
— Naturalnie od nas! — zawołali Natalscy. — Ma-