Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 025.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

świeciło, śnieg, pokrywający ulice białą powłoką, nadawał miastu pozór wesoły. Raźna jakaś szlichtada, złożona z kilku sanek, z dźwiękiem i brzękiem przemknęła przez plac obszerny i widny, gwarzący znaczną ilością przechodniów, oświetlony blękitném niebem, roziskrzony promieniami pogodnego słońca. Niecierpliwe, nieprzezwyciężone uczucie, pociągnęło Marysia ku widokowi, który miał przed oczyma. Gwar, śmiechy, wesołość, swoboda, przemówiły do niego językiem żywiołu, w którym wzrósł, z którym zjednoczył się wszystkiemi przyzwyczajeniami swego życia ... Zadzwonił na lokaja i kazał sobie podać pallot i kapelusz. Miał zamiar odbyć długą przechadzkę, a potém wrócić do przerwanych zatrudnień, jakkolwiek w téj chwili czuł już do nich wstręt nieledwie. Ale któż zdoła przewidziéć najbliższą nawet przyszłość? Zaledwie Maryan znalazł się w bramie domu, usłyszał w blizkości dobrze sobie znane głosy młodych panów Natalskich. Zrazu uczyniły one na nim niemiłe wrażenie. Wszak postanowił był unikać znajomości, które z natury swéj musiały koniecznie przeszkadzać mu w pracy. Po kilku sekundach jednak uczucie jego uległo zmianie. Głosy, dolatujące go, były bardzo wesołe i ożywione: im więcéj zbliżały się, tém wyraźniéj słychać było jakąś gwarną naradę nad czémś wielce zapewno miłém i zabawném.
Wśród gwaru głosów tych przebrzmiewały od