Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 014.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W dniu właśnie, w którym rodzice Marysia zamieniali pomiędzy sobą słowa powyższe, Maryś przechadzał się po saloniku swoim, krokiem, zniecierpliwienie i wzburzenie wewnętrzne objawiającym. Od chwili do chwili, rzucał on przez otwarte drzwi na wznoszący się nad biurkiem mur chiński spójrzenie badawcze, niespokojne i milczącym jakby wyrzutem napełnione. Od dnia, w którym z niezmiernym zapałem zbudował on go własnemi rękoma, po raz piérwszy uczuł, że miał do czynienia z materyałem strasznie suchym i twardym. Dotąd przeczytał kilka cienkich broszurek i parę długich wstępów. Broszurki zajmowały go bardzo, wstępy znużyły nieco, ale i zaciekawiły do przedmiotu, który ukazywały z dala i w kształtach ogólnikowych. Teraz po prawéj stronie biurka, po lewéj i pośrodku, leżały trzy grube foliały, z których piérwszy roztwarty był na stronicy dwudziestéj, drugi na dwudziestéj piątéj, trzeci na trzydziestéj.
Maryś, niby z półmisków, napełnionych trzema różnie przyprawionemi potrawami, skosztował z jednego foliału, z drugiego i z trzeciego. Zabrało mu to długie trzy godziny czasu, po których upływie porwał się z miękkiego fotelu i począł biegać raczéj, niż chodzić, po saloniku. Zdawało mu się, że jest nurkiem, skazanym na wyławianie pereł w odmętach wód ciemnych, tajemniczych, huczących tysiącznemi głosy, spadających na mózg ciężkiemi falami. Do-