Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 396.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go człowieka. Na twarzy jego malowało się pewne zadowolenie, stopnia radości jednak niedosięgąjące.
— Obawiam się — rzekł zwolna — że nie jestsś przygotowanym do zdania wymaganych w szkole téj przedwstępnych examinów.
— Mam dosyć czasu! — zawołał Maryan — przygotuję się przez wiosnę i lato. Zaczynam od jutra!
Mówił to z przejęciem się i zapałem nadzwyczajnym, cienia wahania się, lub wątpliwości jakichkolwiek niedopuszczającym, ale wątpliwości te istniéć musiały w umyśle Stefana.
— Będziesz miał, Marysiu, wiele trudności do przezwyciężenia...
— Przezwyciężę je!
— Wiele walk z sobą samym do stoczenia!
— Stoczę je zwycięzko!
— Będziesz musiał zerwać z mnóztwem stosunków, wyrzec się wielu przyzwyczajeń, odmienić nieledwie cały sposób życia...
— Zerwę! wyrzeknę się, odmienię!...
Dyspazon moralny Maryana dosięgnął najwyższego stopnia natężenia, a zdolnym był, gdy szło o zapał i uniesienie, do bardzo wysokiego. Zapał rozpalał mu źrenice, uniesienie okryło policzki gorącemi rumieńcami, exaltacya podniosła jego czoło, i wlała mu w głos tony przejmujące, jakby do zaśpiewania wnet tryumfalnego hymnu nastrojone, gdy pochwycił rękę Stefana i mówił daléj: