Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 376.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

między szaro oprawnemi książkami rachunkowemi, leżały téż książki do czytania, i stał skromny przyrząd, do pisania służący.
Na jednym ze stołków, przy stole stojących, siedział Maryan Brochwicz, łokciem oparty o stół, z białą ręką zanurzoną w bogatych kędziorach jasnych włosów, które, rozrzucone, stargane, w nieładzie na czoło spadające, kształtną głowę jego czyniły podobną do głowy rozkapryszonego dziecka. Ważniejsze jednak, dojrzalsze i głębsze, niż kaprys, uczucie, malowało się na czole młodego człowieka, niezwykłemi i z kobiecą jego białością sprzeczającemi się zmarszczkami zoraném, w oczach pełnych niepokoju i w zagięciu warg cienkich, znamionujących jakąś dotkliwie uczuwaną, z bolesném szyderstwem zmieszaną gorycz.
Ze wzburzonego wyrazu fizyognomii młodego Brochwicza wnieść można było, że przed chwilą mówił o czémś długo i z wielkiém uniesieniem. Teraz umilkł i, oczekując zapewne odpowiedzi na słowa swe, pełnym niespokojnych zapytań wzrokiem patrzał na Stefana Siecińskiego. Stefan milczał. Stał on o parę kroków przed towarzyszem. Postawa jego była zamyśloną, ale oczy posiadały wyraz więcéj obojętny, niż można się było spodziewać po rozognionéj twarzy Marysia; co więcéj, na rozognioną twarz tę patrzały one z pewną, niedającą się ukryć, a może i nieukrywaną wcale, żartobliwością. Snadź to, o czém