Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 115.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dobrze, że ani ja, ani nikt z nas nie spocznie na różach.
Dwaj bracia powstali i patrzyli na siebie w milczeniu; po chwili jednocześnie wyciągnęli ręce i uścisnęli sobie dłonie. Żaden z nich nie wymówił już więcéj ani słowa. Zrozumieli się i serca ich uderzyły żywiéj, jak bywa u ludzi, którzy czują, że łączące ich węzły rodzinne ścieśniają się wzajemnym szacunkiem.
Wyruszyć w podróż choćby najmniéj kosztowną, nie łatwo było jednemu z siedmiu współdziedziców Wólki. W rachunkach Józefa grosz grosza nie doganiał; aby zebrać ich tyle, iżby złożyły sumę jakich paręset złotych, trzeba było długo myśléć, ciężko pracować, odmówić sobie wielu rzeczy prawie niezbędnych. Stefan zaledwie w kilka tygodni po rozmowie swéj z bratem wyjechał do Wilna; przed odjazdem z jedną tylko Anną rozmawiał długo i powierzył jéj swe zamiary.
— Nie wiem, jak długo zabawię w mieście, i kiedy będę mógł wezwać was do siebie. To tylko pewna, że dłuższa sielanka w Wólce skończyć-by się mogła bardzo smutną tragedyą; ażeby tego końca uniknąć, musimy wyrzec się śpiewu słowika i szmeru strumyka, dla ciasnych i gwarnych ulic miejskich, śród których ludzie pracują prozaicznie, ale pożytecznie, opuścić płot rodzinny, a oprzéć się na własnéj sile.