Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 101.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jemy tu tak, jakbyśmy byli dzikimi ludźmi, nie znającymi wcale cywilizacyi...
Bracia zamienili się spójrzeniami.
— Nie jesteśmy ludźmi dzikimi, Kasiu, ale biednymi — po raz piérwszy ozwał się Stefan.
— Tak — potwierdziła siostra — przekonywam się teraz, że ubóztwo naprawdę prowadzić może do stanu dzikości... Jeśli kilka lat tu przepędzim, zapomnimy o wszystkiém, cośmy kiedy myśleli i umieli...
— Kilka lat — powtórzył Józef ze schmurzoném czołem — bodaj że życie całe...
Stefan podniósł się nagle z siedzenia.
— Nie! — wymówił, jakby mimowoli — nie!...
Nic więcéj nie powiedział, ale na twarzy jego, zwróconéj do okna, odmalował się gwałt uczucia i daremnie dławionéj energii.
Anna weszła do pokoju i zapaliła lampę, potém przyniosła z kuchni wieczerzę, i z dymiącéj się wazy zaczęła na talerze rozlewać zupę mleczną. Katarzyna ucałowała małą siostrę, którą obudziło rozniecone światło, postawiła ją na ziemi i z wolna powstała.
— Nie będę jadła wieczerzy, Anusiu — rzekła — nie mogę jeść mleka w porze, w któréj przywykłam pić herbatę...
— Czemuś mi o tém nie powiedziała, Kasiu? —