Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 083.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wkoło niéj, panna, stojąca na środku izby, głowę podniosła, dłoń przeciągnęła po czole, i powiodła do koła szafirowemi oczyma, w których przed chwilą błyszczała gruba łza, a które teraz patrzały przytomnie, jasno i rozumnie. Uczyniła parę kroków i, przyklęknąwszy, zwinnemi rękoma uwolniła dziatwę z podróżnego ubrania. Wstała potém i przybliżyła się do siedzącéj wciąż siostry.
— Kasiu — rzekła łagodnie, ale nie bez pewnéj energii — trzeba, abyś rozebrała się i napiła herbaty. Ten płacz ciągły może zaszkodzić twemu zdrowiu, a cóż-by to było, gdybyś się tu rozchorowała.
Słuszna i wiotka panna wstała z wolna i odrzuciła z twarzy woalkę.
— Gdybym tu zachorowała — rzekła z cicha i z goryczą — nie mieli-byście prawdopodobnie za co sprowadzić lekarza i poszła-bym tam... tam, gdzie oni...
Gdy mówiła to, czarne, zapadłe jéj oczy zaświeciły gorączkowym ogniem, a po bardzo pięknéj, lubo również bardzo bladéj twarzy, popłynął nowy strumień cichych tym razem łez.
— Kasiu! Kasiu! — szeptem prawie do rozpłakanéj siostry mówiła druga panna — przebacz mi, że powtórzę ci słowa Stefana: bądź choć trochę mężniejszą... nie zwiększaj smutku braci, oni i tak nieszczęśliwi...