Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/341

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

drobniutkim kroczkiem pobiegła ku drzwiom sąsiedniej sali, ugrupowanie się i porządek pochodu reszty towarzystwa, pozostawiając chęciom i upodobaniom składających je osób. To też wśród towarzystwa tego dążącego ku drzwiom w których zniknęła jenerałowa, utworzyły się liczne grupy i zawiązały się krótkie, ciche dyalogi.
— Kochana Sylwio! co ci się dziś stało? dla czego jesteś tak bladą? zapytała p. Żulietta najstarszą swą córkę.
— Czyż mama nie czuje że zimno tu jak w lodowni; skostniałam cała...
— Romanio! mówił do żony swej Perła Trzewikowski, czy ta przeklęta baba postanowiła nas tu zamrozić?
— W istocie, musi ci być bardzo zimno bo masz nos czerwony jak u gila! odparła małżonka.
— I twój nosek Romciu, wcale nie lepiej od mego wygląda!
— Czy wiesz Konradzie, szepnął swemu bratu najstarszy Tutunfowicz, że ta stara czarownica ma wyborne sposoby torturowania ludzi. Drżę cały od chłodu i obawiam się, abym nie dostał znowu zapalenia gardła jak po ostatniej tu bytności...