Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ostatnie nowele.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

był łaskaw... skrzypce... Cóż, kiedy prawej ręki niema... gdzie moja prawa ręka? Nie mam ręki? Pani! ręka! proszę mi oddać rękę! Aha! nakoniec mogę nietylko mówić, ale krzyczeć! Przelękła się, biegnie do mnie... Kto? Henryka? Nie. Dlaczego? ona powinna być tu... nie ta nieznajoma! Dlaczego Henryka nie przyszła? Gdzie moja prawa ręka? Pójdę jej szukać, puśćcie...
Mętny widok dwóch stających przy łóżku drabów, niejasne uczucie toczonej z niemi walki, śmiertelny przestrach o zgubioną rękę, której stale nie czuję, wściekła żądza odszukiwania jej, której zadowolnić nie pozwalają trzymające mię draby i — koniec wszystkiego, czarna noc bezmyślności, śród której tylko dręczy mię nieustannie ckliwy zapach i strach, okropny strach o zgubioną rękę...
Takie błyskanie i gaśnięcie przytomności powtarzało się wiele razy. Płomyk świecy zapadał na dno świecznika, wybuchał znowu, chwiał się w zdumieniu nad mglisto oświetloną rzeczywistością, aby znowu pogrążyć się w czarnej czeluści... Przyszedł nareszcie dzień, w którym powiedziano mi, że o mało nie umarłem, ale że teraz napewno żyć będę. Podobno bakcylus tyfusowy niewiedzieć skąd zawędrował do organizmu mego, w dodatku przez drzwi wypadkiem otwarte, mroźny wiatr owiał mię po wyjściu z upalnej sali — i o mało nie umarłem...
O mało nie umarłem! Więc mogę umrzeć! To, czego uniknąłem wczoraj, może spotkać mię jutro, za rok, za lat kilka! Ależ naturalnie, nawet musi. Wiedziałem o tem przecież, każdy wie o tem, że jest istotą podle-