Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dem pobiegła. Teraz w duszy jéj nic już nie było, prócz powtarzającego się po tysiąc razy wyrazu: syn! syn! syn! — i dokoła tego wyrazu krążącéj radości, że wyratować go można. Bahrewicz powiedział, że można, i że ten hadwokat to wielki człowiek... Ona i wprzódy myślała sobie, że kiedy Mikołaj tak mówi, to już pewno prawda, ale Bahrewicz lepiéj jego zna i jeszcze mądrzejszy od Mikołaja, a tak samo mówi...
W czworaku, skoro tylko wieczerza została zjedzoną i dzieci usnęły, Jasiuk przysiadł się do żony, która nie leżała już wprawdzie, ale skurczona i wciąż niedomagająca, siedziała na jedyném tu łóżku, okrytém zamiast pościeli sianem i grubém płótném. Oboje zaczęli z sobą bardzo żywo i bardzo cicho rozmawiać. Jasiuk wspominał o Mikołaju, od którego przed samą wieczerzą powrócił, drapał się w głowę i ociężałemi gestami okazywał zakłopotanie i niepokój. Jelena za to, widocznie cieszyła się z czegoś i o coś na męża nalegała. Od owego nieszczęśliwego połogu kaszlała często i parę razy krew z ust się pokazywała. Jasiuk kaszlania tego nie cierpiał, powiadając, że gdy je usłyszy, pod sercem wiercić mu coś zaczyna. — „Śruba nie śruba, mówił, ot tak i wkręca się pod serce.” — Teraz więc, gdy Jelena, przekonywając go o czémś i o coś prosząc, zaniosła się kaszlem, wstał i rzekł:
— Nu dobre już dobre; pójdę, zaniosę jeszcze, zry-