Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

otwierał nawet okna sypialni, przy którém siedział. W szlafroku i pantoflach, z rozrzuconemi włosami, tylko co znać wstał ze snu. Twarz jego była więcéj niż kiedy zmordowana i gąbkowata, lecz rozjaśniał ją błogi uśmiech, gdy półgłosem czytał co następuje:
„Mój aniele! piąty już list do ciebie piszę, a odpowiedzi jak niéma, tak niéma. Czy ty o mnie zapomniałeś, czy przestałeś mnie kochać? Pamiętaj, żeby tego nie było, bo zgubił-byś mnie na wieki. Nie wielka to sztuka, kiedy taki człowiek jak ty, rozumny i z wielkiego świata, zbałamuci młodą dziewczynę, ale pamiętaj, co ze mną stanie się, jeżeli ty mnie porzucisz, wszystko wykryje się. Już ja i teraz całemi nocami płaczę i myślę, że przyjdzie mi utopić się kiedyś z desperacyi. A tylko czekam i czekam, czy czasem nie przyjedziesz albo przynajmniéj nie napiszesz do rodziców z oświadczeniem. Pamiętasz, że przyrzekłeś wtedy oświadczyć się zaraz o mnie rodzicom. A teraz już nawet do mnie nie piszesz. Onegdaj pod sekretem od mamy, Tereskę (to córka naszego parobka) posłałam na pocztę, czy czasem do mnie listu niéma, a jak powróciła i powiedziała, że niéma, ze złości w kark jéj dałam. O mój Ludwisiu! ty jesteś moim ideałem, moją gwiazdą przewodnią, moim aniołem! Kiedy śpiewam ulubioną moję piosenkę: „O aniele, co z téj ziemi, w górne strefy lot podnosisz!” ty mi zawsze przed oczyma stoisz i tak wzlatu-