Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oczekującego chwili, w któréj po załatwieniu interesu przyjdzie pora powszechnego picia wódki.
— Pięćset! — głośno i dobitnie wymówił Kaprowski, wstał, wyprostował się i mówić zaczął. Mówił prędko, monotonnie, z głową trochę schyloną, ale miną pewną siebie i trochę słuchaczami pomiatającą. Starał się dobierać wyrażeń zrozumiałych dla słuchaczów, a ile razy nie udawało się to mu w zupełności, stojący za ramieniem jego Mikołaj, uzupełniał i tłómaczył jego słowa. Ale chłopi słuchali Kaprowskiego nietylko pilnie, lecz i z takiém upodobaniem, że wdawanie się Mikołaja niezadowolenie w nich budziło. Usuwali go giestami, niecierpliwie wołając:
Znajem! znajem! ty już milcz Mikołaju! Niech jaśnie wielmożny pan mówi.
I jaśnie wielmożny pan mówił: o manifeście dziewiętnastego lutego, o komisyi likwidacyjnéj, o komitecie do spraw włościańskich, zjeździe mirowych pośredników, o pałacie, senacie, ukazach senackich, apelacyach, ustawach prawnych, z dat takich, takich i takich... Bezwąsa młodzież tak szeroko pootwierała gęby, że wróble-by w nie wleciéć mogły, starsi zaczęli uśmiechając się błogo i kiwając głowami, od czasu do czasu wzajem na siebie spoglądać. W uśmiechach ich malowało się zupełne uspokojenie o los wydanych tylko co pieniędzy; spójrzenia wyrażały myśl: „Oto gada! Ależ mądry!” Nakoniec mówca zakończył przemówienie swe krótko wyrzeczoném pożegna-