Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale! — słowa jego potwierdziło głosów kilka — kazali, że wszystko oddadzą, a teraz i o swoje, człecze, prawuj się.
Mikołaj głową litościwie kiwał.
— Oj wy, głupi narodzie! — zaczął — jak to wy chcecie, żeby wszystko odrazu stało się! Sam Pan Bóg przez siedem dni świat stwarzał, a wy chcecie, żeby wam tak odrazu caluśką ziemię oddali...
— Odrazu! — mruknął Pawluk — dziewiętnasty rok jak nadzielili i do téj pory niczego lepszego jeszcze niéma...
— Będzie! — z uroczystym brzmieniem głosu wymówił Mikołaj. Wskazujący palec wzniósł w górę i powtórzył: — Ja wiem, że będzie, wszystko będzie... Jej! jej! wiele ja świata schodził i wiele rzeczy słyszał i wiem, że wszystko będzie!
— Wszystko? — zadziwił się gapiowaty głos jakiś.
— Wszystko! — uderzając w stół pięścią, potwierdził Mikołaj i opowiadać jął, co słyszał i czego dowiedział się na szerokim świecie. Słyszał i dowiedział się, że jeżeli nie w tym roku, to za dwa lata, a jeżeli nie za dwa lata, to za dziesięć lat, ale caleńka ziemia do chłopów należéć będzie; i grunt, i łąki, i pastwiska, i lisy, słowem, caluśka ziemia... Kiedy dzieńszczykiem był, słyszał, jak pułkowniki i jenerały pomiędzy sobą rozmawiali. Tak i tak, mówili, tak i tak... A on, za drzwiami stojąc, przez dziurkę od klucza patrzał i słuchał... I różne także książeczki