Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tam niemi, jak to czyni z suchemi liśćmi, szepcąc, wzdychając i jęcząc. Gdy raz zajęczał bardzo, kobieta przeżegnała się:
— W imię Ojca i Syna i Ducha Św... — półgłosem znowu wymówiła.
Myślała może, że tak w ciemnościach nocnych jęknęła jakaś dusza pokutująca. Zresztą milczała. Wiatr coraz silniéj miotać zaczął jéj siermięgę; chustka, którą na głowie miała, tak była zmoczoną, że strumienie wody lały się z niéj na uszy i szyję. Z pod bosych jéj nóg tryskały z kałuż fontanny rzadkiego błota.
Po przebyciu trzech wiorst, dzielących Leśnę z Wólką, znowu do siebie przemówiła:
— Ot, jeszcze nie śpią! Może dziecko choreńkie.
Słowa te wywołało drobne, czerwonawe światełko, które błyskało pomiędzy ciemnemi zupełne zabudowaniami Wólki. Zeszła z drogi, chwilę szła po zoranym zagonie, pod ścianą stodoły czy obory, potém przelazła przez niewysoki płotek jakiś, i w ten sposób skróciwszy sobie drogę, znalazła się u drzwi budynku, w którego jedném malutkiém oknie, błyszczało owo światełko. Budynek ten był tak zwanym czworakiem, zawierającym mieszkania dla rodzin czterech parobków, z których każda miała tam posiadać izbę i komórkę z osobném wejściem. Ale gospodarstwo w Wólce wymagało parobków ośmiu, czworak znajdował się tam jeden. Rządca dóbr był