Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/041

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go z tych panów przysięgłych, co to niby uczeni bardzo, a czzęsto takie interesy z rąk wypuszczają, któreby człowiek jak za siebie zarzucił i oblizał się. Mówią oni, że to nieuczciwe, tamto niehonorowe, tamto znów z krzywdą ludzką, i dlatego nie chcą.. ale niech im ciocia nie wierzy... łgą! jak Boga kocham, łgą! Nie przyjmują interesów takich, bo nie wiedzą, jak do nich brać się... nie umieją... nie ich sprytem!...
— Pewnie! pewnie! — potwierdzili jednogłośnie Bahrewiczowie i znowu mowy krewnego słuchać zaczęli, tak jak jéj słuchali wprzódy: on, z tłustym karkiem, wygiętym w stronę mówiącego, z wytrzeszczonemi oczyma i przymilonym uśmiechem na zaokrąglonych wargach; ona, z łokciem na stole, brodą w dłoni i otwartemi rękoma. Rózia, brunetka, z ponsową wstążką we włosach, słuchała także, ale nieuważnie, bo wszystkiemi swemi białemi ząbkami łomotała kiełbasy, pieczeń i kartofle. Karolcia, blondynka, z głową przyozdobioną wstążką błękitną, nie słuchała pewnie, ale tylko patrzała. Nie jadła téż nic prawie. Patrzała na kuzynka, jak w tęczę, i z wyrazu twarzy jéj widać było, że daleka od rozbierania moralnych lub psychicznych znaczeń jego rozmowy, szczegółowo w zamian i z zamiłowaniem analizowała rysy jego i ruchy. Te ostatnie zachwycały ją szczególniéj. Ile razy Kaprowski, z rękoma w kieszeni tak odgiął się w tył, że można było mniemać, iż tuż, tuż, na wznak, pomiędzy cztery nogi krzesła swego upadnie,