Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Niziny.djvu/038

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Uważasz, Madziuniu — nadzwyczaj słodkim głosem przemówił Bahrewicz — jaki z kuzyna uczony adwokat! Wszystkie prawa, panie dobrodzieju, jak rzepę na pamięć gryzie...
Madziunia wstała i, stół obszedłszy, w obie dłonie głowę stryjecznego synowca ujęła, i na czole jego złożyła pocałunek, tak niemal głośny, jak wystrzał z pistoletu.
— Jezusie Chrystusie! — zaczęła — oto-by się twój ojciec, a mój stryjeczno-stryjeczny brat, wieczne odpoczywanie racz mu dać Panie, ucieszył, gdyby teraz synka zobaczyć i posłuchać mógł. Biedaczysko marzyło o tém, aby Ludwika swego do uniwersytetu posłać i na doktora kierować; a tu i szkół nawet nie było o czém dokończyć... Ot, z czwartéj klasy wyszedł, a nie gorszy od drugiego...
Kiedy głowę podniosła, oczy miała pełne łez. Załzawionemi tedy oczyma zaraz spójrzała na Karolcię, która téż podnosiła ku matce źrenice wilgotne i rozmarzone. Ale gościowi wzmianka o nieskończeniu i o czterech klasach nie była zupełnie miłą. Pocałunek ekonomowéj wywołał mu na usta wyraz niesmaku, szybko przecież powściągnięty i przez nikogo nie postrzeżony.
— O, moja ciociu! — zawołał — te szkoły i uniwersytety, to głupstwo! Ja i bez nich umiem wszystko, a dalibóg, znam takich, co i z drugiéj klasy powychodzili, a pieniądze robić umieją lepiéj od każde-