Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 034.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Odpowiadała wówczas na wszelkie przełożenia, że jest kobietą, że się na interesach nie zna, i nie kryła się wcale ze swym egoizmem, choć go starała się zwykłym sobie sposobem ustroić w szaty poświęcenia. Dzierżawca jeden zrobił kontrakt na lat dziesięć; w pierwszych latach czynił w zrujnowanym majątku wielkie wkłady, z nadzieją zwrotu ich korzyści w latach następnych. Tymczasem po latach tych ktoś właśnie, chcąc przyjść do gotowego, ofiaruje pani Luizie wyższą opłatę dzierżawną. Pani Luiza, potrzebując koniecznie pieniędzy, ulega poszeptom pokątnego doradzcy i kontrakt zrywa. Jeden ze znajomych biednego dzierżawcy chce wytłumaczyć pani Luizie całą niesprawiedliwość takiego kroku, chce wykazać całą okropność położenia, w jakie wpada nieszczęśliwy człowiek. „Gdyby nawet i tak było — odpowiada pani Luiza — czemu jednak uwierzyć nie mogę, to przecież ja jestem słabą, osamotnioną kobietą, pan Łusiński zaś, — młodym, zdrowym i pełnym sił mężczyzną: ruina więc majątkowa bezporównania straszniejszą jest dla mnie niż dla niego.“ A gdy jej wspomniano, że tu nie idzie o większą lub mniejszą słabość, ale po prostu o sprawiedliwość, zamyśliła się na chwilę, może zrozumiała choć w drobnej cząsteczce nieuczciwość postępku, lecz odrzekła z rozżaleniem: „Boże mój, za co znowu ja to właśnie mam być ofiarą wszystkiego i wszystkich ludzi, którzy używają majątku mego, wzbogacić się chcą moim kosztem, kosztem sprawiedliwości, uczciwości i wszystkich słowem wyrazów, które w mowie ludzkiej istnieją! Nie chciałabym zapewne, aby ktokolwiek cierpiał przezemnie, ale dlaczegóż ja znowu cierpieć mam za wszystkich i za wszystko? W obecnym wypadku nie mogę w żaden sposób uczynić inaczej. Mam długi, które zapłacić mi trzeba, i muszę mieć dość pieniędzy, aby najdalej za miesiąc wyjechać do Paryża.“ A jak nie mogła zrozumieć, a po części i nie chciała, ile krzywdy wyrządziła swemu dzierżawcy, tak też nie uważała się wcale obowiązaną do wynagrodzenia adwokatowi straty czasu i poniesionych trudów w prowadzeniu jej interesów, może dla tego, że już go nie potrzebowała.
Nie była wszakże ani chciwą, ani skąpą: kto zapragnął tylko, korzystał z jej nieznajomości interesów i z jej łatwowierności; potrzebował jedynie poruszyć potężną jej duszy sprężynę: miłość własną.
Szczęście jej służyło: gdy już zmarnowała majątek po rodzicach odziedziczony, zmarł kędyś bezdzietny jej wuj i przekazał jej ogromną fortunę. Miała więc znowu za co jeździć po świecie, szukać ideału swego i serca bratniego, obdarowywać hojnie wszystkich, co ją tytułowali hrabiną, śpiewali na wszystkie tony jej chwałę i bawili ją znoszeniem plotek lub opowiadaniem snów cudownych i innych, nerwy jej wstrząsających, historyi. W końcu poszukała pociechy w religii; ale i ta nie przyniosła jej ukojenia, bo jej religią było ekstatyczne zatopienie wyobraźni w kłębach srebrzystych dymów, w płomieniach gorejących’świeczników, w to-