Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 029.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie mówiąc mu o jego ilości, dawała na zapotrzebowanie i nie żądała rachunku. Dla siebie skąpiła wszystkiego, mieszkała po staremu w ciasnej izdebce, paliła i świeciła łuczywem; ale gdy przybywał Rajek, co się zresztą rzadko zdarzało i co za wielką łaskę poczytywała, wówczas znalazł się i lichtarz srebrny i świeca stearynowa.
Gdy się pieniądze przebierać już zaczęły, a Rajek dalekim był jeszcze od pożądanego celu, stała się skąpą nietylko dla siebie, ale i dla innych, zaprzestała dawać jałmużnę, choć niepokój, połączony ze wstydem, mglił jej oczy a usta drżały z żalu; zaprzestała palić w piecu w czasie zimna i jeść mięso, a nawet zaczęła robić oszczędności na najlichszej strawie, idąc w zawody z potulną, głupowatą, ale poczciwą służącą swoją. „Głodnam ci ja czasem — mówiła ona do niej — ot tak, odrobinę głodna.... ale głód ten rozkoszą dla mnie, bo z niego jaka taka pomoc dla robaka mego wyrasta.... Biedny on, ma teraz kłopoty różne, choć nic o nich nie mówi nigdy: niechże z cierpieniem jego, kochanka mego, cierpienie moje w parze idzie.“ Przy sposobności służąca, jak papuga, powtarzała te wyrazy i jeszcze mniej jadła. „Kiedy tak — mówiła naówczas p. Dyrkowa — to i mnie trzeba jeść mniej jeszcze; jeżeli ty możesz, jakżebym ja nie mogła? Ja przecie matka.“ I szły w zawody, śmiały się przytem niekiedy. — „Ile razy z misy zaczerpnęłaś? — pytała wychowanki swej stara kobieta. — Chyba ze sześć razy, — odpowiedziała Ludwika. — To to ja mniej, bo pięć! — Dali Bóg, nie! Pani siedm razy zaczerpnęła, a ja tylko sześć. — Kłamiesz!“ I śmiały się, a połowę zgotowanej strawy na jutro zostawiły.
Gdy w ostatku kochany Rajek, którego złota młodzież milordem przezwała, zrujnowany, zrozpaczony, bo zawiedziony w nadziejach sercowych, przyszedł do matki, by ostatni grosz wyciągnąć, ona nie rzekła ani słowa wyrzutu; oddała ostatnie trzysta rubli, które, jak szyderstwo, synowi się przedstawiły, sama siebie oskarżając, z bólu strasznego dostała pomieszania zmysłów. Przy spowiedzi o niczem już nie pamiętała, żadnych grzechów sobie nie przypominała, bolała tylko, że nie spełniła, spełnić nie mogła, ofiary swojej do końca: „Przed Bogiem spowiadam się i przed Tobą, ojcze duchowny, że nie wszystko spełniłam dla dziecka mego, co zrobić byłam powinna. Jadłam sobie, piłam suto, żyłam sama i obcym ludziom rozdawałam... Trzeba mi było o głupie ciało moje nie dbać i na ludzkie biedy nie uważać, a dla niego, robaka mego, wszystko zbierać, ciągle zbierać. Trzeba mi było do rodziców bohdanki jego pójść, do nóg im upaść, błagać i prosić. Trzeba mi było pomoc jakąś jemu z pod ziemi wydrapać, z kamienia wygryźć, u Boga wykrzyczeć, u ludzi wybłagać... Nie zrobiłam tego, i oto spowiadam się przed Bogiem i przed Tobą, ojcze duchowny, że winna jestem gorzkiej niedoli dziecka mego...“ Nic nie pomogły upomnienia kapłana; kobieta, jedną tylko myślą była zajęta, o niej tylko mówić mogła. Ostatnie chwile przyniosły wspomnienie niemowlęctwa Rajka i piosenkę nad jego kołyską. Z ostatniemi wyrazami tej pieśni uleciał i duch biednej, ślepo, ale silnie kochającej matki.