Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 023.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i kosmopolityzmie, o Żydach i, t. p. przeważnie atoli obierała najpopularniejszy, do największej liczby czytelników przemawiający, sposób przekonywania: za pomocą o brązów z życia wziętych i wieńca opowieści z sobą złączonych.
W r. 1866 ukazał się pierwszy utwór powieściowy poczynającej autorki, której życie odtąd to dzieje jej talentu.

II.

W sercu i umyśle Orzeszkowej bardzo wcześnie obudziło się głębokie spółczucie dla nieszczęść i cierpień ludu, jak niemniej przenikał i a ból serdeczny na widok jego ciemnoty: ale temu usposobieniu i poglądom swoim nie rychło dała odpowiedni artystyczny wyraz w swojej twórczości.
Wiemy to od niej samej, że jeszcze jako pensyonarka u pp. Sakramentek w Warszawie, rozmyślając nad tem, że będzie kiedyś bogatą dziedziczką Milkowszczyzny, roiła o uwolnieniu włościan swoich, zostających jeszcze wówczas w stanie poddaństwa. Potem, kiedy była już młodziutką mężatką, a myśl jej spała jeszcze, uczucie i fantazyja już jej nasuwały pragnienie przyjścia z pomocą biednym i uciśnionym. Mężowskie owo Ludwinowo, w którem po zamążpójściu zamieszkała, położone było na rozległej płaszczyźnie poleskiej, pośród lasów i łąk wilgotnych, z których przy końcu lata i przez całą jesień dobywały się mgły lekkie, białawe, cały widnokrąg przysłaniające i nadające mu cechę smętku i melancholii. Otóż ilekroć dziedziczka, jeszcze wtedy bardzo silnie hołdująca zabawom i rozrywkom, wyszedłszy za bramę dworu, zobaczyła na polu chłopów, śród tej mgły popychających sochy, i usłyszała smętne, przewlekłe ich hukanie na woły, — robiło się jej tak przykro, taki żal nad tymi ludźmi ją ogarniał, że od płaczu wstrzymywać się musiała. U czuwała wtedy dziwną, chęć wstąpienia w mgłę, na te zagony, zbliżenia się do tych ciemnych, pochylonych, z trudnością za sochami postępujących postaci i uczynienia czegoś, — sama właściwie nie wiedziała czego — przemówienia do nich może, podania im ręki do uścisku. Tego żalu i smutku swego nie objaśniała sobie rozumowo, ale go czuła; z tej chęci swojej nie umiała jeszcze nic uczynić: istniała ona w niej atoli i objawiała się w życzliwem obchodzeniu się i chętnem rozmawianiu zarówno z liczną i różnorodną służbą jak i z wieśniakami, których przy jakiejkolwiek okazyi spotykała. Okazye zaś takie były dość częste. Przychodzili chłopi do ogrodu dworskiego na różne roboty, do dziedzica z różnemi interesami, kobiety wiejskie przynosiły na sprzedaż jagody, grzyby i t. d. Wielu więc mieszkańców wsi ludwinowskich znała dziedziczka po imieniu i nazwisku, miała pomiędzy nimi ulubieńców i ulubienice, na dożynkach i weselach, które z „korowajem“ do dworu przyjeżdżały; znajomości te rozszerzały się i utrwalały. Do czynniejszego wszakże okazania swoich instynktowych sympatyi nic jej wtedy nie popchnęło. Włościanie owych okolic, dobre grunta i rozległe