Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Nad Niemnem 016.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

następujący. O godzinie 7-ej z rana służące przebiegały sypialnie, głośnem wołaniem, a w zimie zapalaniem lamp u sufitu wiszących, budząc dziewczęta ze snu. O 8-ej ubrane zbiegały się na odgłos dzwonka do dużej kaplicy, gdzie jedna z nauczycielek odmawiała głośno nieduże pacierze, które pensyonarki za nią powtarzały. Drugi dzwonek: śniadanie w refektarzu klasztornym, trzeci dzwonek, o 9-ej: lekcye, trwające do 1-ej, o której znowu w refektarzu obiad; potem dwie godziny rekreacyi, dwie znowu lekcyi, podwieczorek, uczenie się lekcyi na dzień następny, wieczerza, zabawa, o 10-ej dzwonek do sypialni wzywający, tam znowu krótkie pacierze; o 11-ej gaszono wszystkie światła.
W niedzielę chodziły uczennice do chóru kościelnego na summę, we czwartki na nieszpory. Dwa razy na rok spowiadały się, w piątek i sobotę zazwyczaj; w środy, piątki i soboty wielkiego postu nie jadały mięsa; trzy razy na tydzień miały lekcyę religii. Na tem kończyła się summa wpływów i przyzwyczajeń religijnych; zakonnice nie kładły na tę stronę wychowania nacisku szczególnego, książek religijnych do czytania nie dawały wcale i w ogóle nie czyniły nic w celu skierowywania pensyonarek ku pozostaniu w klasztorze. Były to po większej części kobiety wykształcone, łagodne, lubiące dzieci. Zajmowały się daleko więcej administracyą pensyi, niż nauczaniem; dwie z pomiędzy nich doglądały odzieży pensyonarek, dwie bywały obecnemi przy obiadach i wieczerzach; jedna, nazywająca się „matka mistrzyni,“ strzegła całego porządku, sprawowania się panien w ogóle i t. p.; w programie naukowym pełniły one tylko czynności korepetytorek, powtarzając z pensyonarkami lekcye zadane przez nauczycieli.
Zakres nauk był szczupły, jak zresztą wszędzie wówczas na pensyach żeńskich. Trzy języki (rosyjski był dowolny), historya powszechna, historya literatury polskiej, geografia, arytmetyka, muzyka, rysunki, tańce—oto wszystko. Największą wagę przywiązywano do języków i muzyki; inne przedmioty traktowano obojętnie. Były dwie bony: Niemka, p. Stephen i Francuzka, p. Marchand, dozorujące ubierania się i rozbierania i znajdujące się co chwila na różnych punktach pensyi, w celu pilnowania francuzkiej i niemieckiej konwersacyi. Pensyonarki obowiązane były mówić dzień po francuzku, a dzień po niemiecku; za niespełnienie tego obowiązku istniała kara w postaci zawieszonego na szyi „języka“ z czerwonego sukna. W klasach przepis ten spełniany był dość pilnie, ale po za klasami, na korytarzach i dziedzińcach, szczególniej gdy uczennice rozbawiły i rozswawoliły, żadna siła nie zdołała zmusić ich do mówienia inaczej niż po polsku. Bony, nauczycielki i sama mistrzyni gderały i nawoływały do innego mówienia; czerwony język z szyi na szyję przelatywał: a uczennice wciąż trzepały i hałasowały po polsku. Często też przełożone udawały głuchotę, dopóki nie zamknęły się za pensyonarkami drzwi klas, w których niepodobna już było uniknąć francuzczyzny i niemczyzny. Jak gdzie indziej, tak i tu, francuzkiego używały uczennice z łatwością i chętnie, niemieckiego z trudnością i tylko z cięż-