Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ruszaj do dyabła ze swoją należnością! — krzyknął zniecierpliwiony Alexander — albo to ja nie wiem, że tobie na prawdę nic się nie należy... że więcéj nakradłeś u mnie, niż sam jesteś wart...
Pawełek wyprostował się, schował kartki napowrót do kieszeni i odpowiedział zwolna:
— Kiedy ja kradłem, to trzeba było mnie pilnować, abym nie kradł, a ponieważ nikt mię nie złapał za rękę przy kradzieży, nikt mi też jéj nie dowiedzie. A ja mogę dowieść, że mi się od pana grube pieniądze należą, i jeżeli pan nie oddasz mi ich za dwa tygodnie, pójdę na skargę do sądu, a jak się zawezmę, to kto wié, może i Niemenkę za mój dług kupię...
— Co? jak ty śmiész... — zawołał Alexander, ale z wielkiego wzburzenia głos mu zamarł w gardle.
Faworyt włożył ręce w kieszenie i podniósł głowę z zuchwałym a szyderskim uśmiechem.
— Nie krzycz pan — rzekł — nie jestem wcale sługą pańskim, bo od dziś dziękuję panu za służbę, a od jutra skupuję długi, które pan masz po żydach i staram się o wystawienie Niemenki na licytacyą, a potém o jéj nabycie...
To mówiąc ukłonił się z ironią i wyszedł, zostawiając Alexandra skamieniałego ze złości, oburzenia i zdziwienia; pochwycił się po chwili za głowę i krzyknął:
— Uciekać, gwałtu, uciekać!