Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stole, pod światłem alabastrowéj lampy, kompanionki długo przypatrywały się jéj z niezmierném zadziwieniem. Była bardzo zmienioną, po twarzy jéj przechodziły dziwne blaski, oczy mgliły się rzewnym wyrazem, mówiła mało i stała się poważną a zamyśloną. Pan Kalixt przeciwnie, był zupełnie takim, jak wprzódy, pił herbatę z wielką flegmą i obojętnym tonem prowadził rozmowę z dwiema pannami o teatrze i zabawach karnawałowych w jedném z wielkich miast krajowych, w którém był niedawno. Czasem tylko, gdy nikt na niego nie patrzył, spoglądał na narzeczoną, a wtedy oczy jego ciemniały znowu i błyskały ogniami ducha, rozkuwanego na chwilę z oków woli.
Tego wieczoru pani Karliczowa, wszedłszy do swojéj sypialni, nie uklękła przed Madonną włoskiego pęzla i nie otworzyła książki do nabożeństwa, spiętéj złocistą klamrą, ale upadła na kolana przed oknem, z po-za którego widniał ciemny szafir zimowego nieba, milionem gwiazd usiany, westchnęła z całéj piersi i rzekła cicho:
— Boże! dziękuję ci!
W trzy dni potém cała okolica wiedziała o tém, że pan Kalixt K. raz jeszcze oświadczył się pani Karliczowéj i że tym razem został przyjętym. Jakiemi drogami to, co się stało w ciszy samotnego budoaru, doszło tak szybko do wiadomości całéj parafii? któż odgadnie? któż przeniknąć zdoła tajemnice poczt i telegrafów parafialnych? Są one tak szybkonośne, tak