Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

udziału w zabawie. Teraz mniéj, niż kiedy, mógł dopuścić się podobnego zaniedbania, bo od pewnego czasu obejście się pani Karliczowéj zaczęło draźnić go chłodem i mało nawet ukrywaném szyderstwem. Był on wprawdzie przyzwyczajony do zmienności humoru i upodobań kapryśnéj wdowy, w czasie lat ubiegłych nieraz tracił jéj łaskę i odzyskiwał ją z powrotem; ale teraz przewidywał, przeczuwał raczéj, że groził mu zupełny ostracyzm z tego domu, pełnego zbytku i blasku, który stał się mu nałogiem i koniecznością, z którym stosunek uważał za piedestał swéj chwały, bez którego nie pojmował życia.
Lokaj odszedł z poleceniem Bolesława i, wychodząc z przedpokoju, zostawił za sobą drzwi otwarte. Drzwi te wychodziły do pysznie ozdobnéj sali jadalnéj, w któréj właśnie służba kryształami i srebrem zastawiała stół do wieczerzy, a za salą ciągnęła się długa amfilada salonów większych i mniejszych, pełnych światła i przesuwających się strojnych postaci.
W niewielkim przylegającym do jadalnéj sali salonie, którego drzwi nie przysłonięte portyerą na oścież były otwarte, towarzystwo dzieliło się na kilka grup oddzielnych. Pomiędzy oknami, około obszernego stołu, zasiadło kilkanaście osób, kobiet i mężczyzn z kartami w ręku. Grano snać w powszechnie naówczas używaną w salonach grę, zwaną kommersem, bo co chwila ktokolwiek z grających podnosił w górę trzy karty i z tryumfem wołał: sekwens! albo: bry-