Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaręczenie, że jeśli Snopiński nie odda ci długu za kilka tygodni, to ja ci go oddam?
Szloma myślał przez chwilę.
— Ja pańskie zaręczenie z ochotą przyjmę — rzekł — pańskie słowo więcéj warte, niż innych dokumenta; ale... jeżeli pan zapłacisz mi za Snopińskiego, to i nie zobaczysz się już nigdy ze swemi pieniędzmi...
Bolesław dziwnie się uśmiechnął.
— Wiész dobrze, panie Szlomo — odpowiedział — że jestem sam jeden, nie mam familii i miéć jéj nie będę, bo się nigdy nie ożenię, a majątek mój nie umniejsza się, tylko się wciąż przysparza. Dzierżawa, którą przed dwoma laty wziąłem od hrabiny, przynosi mi znaczne korzyści, przytém, jak wiész, i w Topolinie wszystko mi idzie jak z płatka. Jeślibym więc i stracił pieniądze, które ci wypłacę za Snopińskiego, nie przyprawi mię to o ruinę. Zgadzasz się więc, abym ci dał za niego formalne, urzędowe poręczenie?
— A na co formalne poręczenie? — rzekł żyd — ja pańskiemu słowu wierzę; kiedy pan dasz mi słowo honoru, że odbiorę moje pieniądze, to ja dziś prośbę cofnę.
— Daję ci słowo honoru! — odparł Bolesław, podając rękę Szlomie.
— Nu, to i niéma o czém gadać! Kiedy pan dajesz słowo honoru, to ja idę do urzędnika i cofam moję prośbę, bo u pana honor nie na języku siedzi, jak u innych, ale w sumieniu, to jeszcze można wie-