Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stara historya, kiedy tak bardzo troszczysz się o spokojność pani Snopińskiéj.
Bolesław spojrzał na niego z chłodem, który nie dopuszczał dalszych uwag.
— Przez cztery lata dwa razy tylko widziałem panią Snopińską — rzekł powoli i spokojnie.
Urzędnik skłonił się w milczeniu.
Po kilku chwilach Topolski wchodził do oberży Szlomy i w piérwszéj izbie znalazł gospodarza, siedzącego nad wielką księgą i mruczącego pół głosem przedświętną modlitwę.
Na widok Bolesława, Szloma porwał się z miejsca z wielkiém zadowoleniem.
— Nu gość! — zawołał — rzadki gość! już kilka miesięcy, jak pan do nas nie zajrzał.
— Czasu nie miałem — odpowiedział Topolski — a i dziś przyszedłem do pana Szlomy dla pomówienia o pewnym interesie.
— O jakim interesie? — spytał żyd, nadstawiając ucha — ja gotów służyć panu do każdego interesu.
Bolesław położył rękę na ramieniu Izraelity.
— Słuchaj, panie Szloma — rzekł — powiedz mi prawdę: ile ci Snopiński winien?
— A co to trudnego powiedziéć prawdę?
I wymienił dość znaczną sumę. Bolesław spochmurniał.
— Czy ci te pieniądze natychmiast są potrzebne?
— Natychmiast nie natychmiast, chwała Bogu