Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Słuchaj pan — rzekł po chwili — nie godzi się ludzi tak ciężko stroskanych bardziéj jeszcze udręczać. Ja panu należność rządową za Snopińskiego zapłacę, a on mi potém odda te pieniądze.
Urzędnik zaśmiał się.
— Zobaczysz się pan ze swemi pieniędzmi, chyba na tamtym świecie; bo pod względem rzetelności, pan Snopiński posiada opinią wcale nie dwuznaczną, ale bardzo smutnie uwyraźnioną. Wszakże, jeśli pan sobie tego życzysz, mogę przyjąć wypłatę, byle skarb odzyskał, co mu należy. Wszystko mi jedno, z czyich rąk spłyną doń pieniądze. Ofiara jednak pańska na niewiele się przyda, bo Niemenkę muszę zawsze opisać za dług Szlomy.
Na czole Bolesława zawisła chmura.
— A jeżeli Szloma dziś cofnie swoję prośbę o exekucyą sumy? — spytał po chwili namysłu.
— W takim razie pojadę do Niemenki tylko z wizytą kondolencyi, albo i wcale nie pojadę.
— Zostaje mi więc tylko prosić pana, abyś wstrzymał się z wyjazdem jednę godzinę — rzekł Bolesław, dobywając pieniądze z pugilaresu.
— Bardzo chętnie uczynię to dla pana — odpowiedział urzędnik, a przerachowawszy asygnaty i wręczywszy Topolskiemu kwit z wypłaconéj za Niemenkę rządowéj należności, dodał z uśmiechem:
— Jak widzę, panu jeszcze nie wyszła z głowy