Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Na prowincyi vol 2.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

najwyższéj rozprawy, przerwał nagle mówienie, spuścił oczy i usta mu trochę zadrżały. Było to wtedy, kiedy mimowoli rzucił okiem na Wincunię i spotkał się z jéj oczyma, przywiązanemi do jego twarzy, z dziwnym wyrazem uwielbienia i przejmującego smutku...
Niczém łatwiéj nie można zaprowadzić ludzi tam, gdzie się ich zaprowadzić pragnie, jak siłą własnego przekonania. Bolesław posiadał tę siłę i przekonał tych, którzy z razu z niedowierzaniem lub niechęcią myśl jego przyjęli. Potrzeba założenia szkółki wiejskiéj została także powszechnie uznaną. Rozprawiano potém o różnych kwestyach rolniczych, poprawie dróg, sprowadzeniu machin, zakładaniu fabryk. Gdy przyszło do ostatniego punktu, Bolesław powiedział, że zdaje mu się, iż w majątkach hrabiny można-by z korzyścią dla właścicielki i ogółu wznieść kilka przemysłowych zakładów.
Plenipotent zaśmiał się ironicznie i począł odpierać dowodzenie Topolskiego. Bolesław bronił swego zdania z całą energią silnego przekonania i z kompetencyą człowieka, który wiele myślał i uczył się. Dowodził cyframi i faktami, cytował ekonomistów i wskazywał na przykłady fabryki, istniejące w podobnych warunkach.
Ukrytą zasadą dowodzeń plenipotenta była myśl: skoro powstaną fabryki w dobrach hrabiny, przybędzie mnóztwo nowych interesów, a zatém mnie przysporzy się pracy i kłopotów. Zasadą słów Bolesława